środa, 26 listopada 2014

DREAMCATCHER

Kolejny raz pakuję walizki. Nie składam już ubrań, po prostu wyciągam je z szuflad - bo nadal nie mam szafy - i upycham ile tylko się da. Nie jest mi dane mieszkać w jednym miejscu dłużej, niż pół roku. A nowy numer domu to 6, nie 7. Może to znak, że jestem o krok od znalezienia TEGO JEDYNEGO?

Leżę na kanapie, piję herbatę z imbirem. Kolejny raz walczę z przeziębieniem. Kolejny raz przeliczam, ile pieniążków muszę wydać na wyleczenie zębów, które skutecznie utrudniają mi funkcjonowanie. Szczególnie 6 i 8. Tulę mocno koty, koty mocno tulą mnie. Chciałabym następny październik spędzić w Polsce. To już siódmy październik. Październik, który zacznę mając już 21 lat. Nie tylko ja zacznę go mając podzielny przez 7 wiek. I nie będzie to tylko mój siódmy październik.
Mam wrażenie, że zwariowałam.

A ten październik uświadomił mi, że dom, który zawsze nazywałam tylko domem, już zawsze będzie domem tylko z nazwy. Już nigdy nie będę miała gdzie wrócić. Choćby na chwilę.




Jeżeli porcelana to wyłącznie taka

Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat
Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?

Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?

[Stanisław Barańczak]

środa, 25 czerwca 2014

3 dni

Wystarczy na kilka chwil wrócić do Polski, by upić się i wypalić dwie paczki papierosów. Wschód słońca jest nieziemski, gdy nie dopuszcza się do zejścia. Tak samo jak nieziemskie jest spędzanie czasu w wannie na nadrabianiu życia społecznego i patrzeniu na cycki. Piękne jest to, że pomimo oddalenia od siebie pod wieloma względami, nadal potrafimy. Brak tylko truskawkowych szklanek... Ale wtedy nie miałyśmy wanny. 

Zostałam spuszczona ze smyczy i bawiłam się dobrze nie robiąc nic złego. 
Łowiłam ryby w miejscu, w którym nigdy nie powinno mnie być. Z osobą, której nigdy nie powinnam poznać. Pierwszy raz byłam tam prawie legalnie. Pierwszy raz legalnie piłam tam piwo. Pierwszy raz nie rozwalałam drzwi domku, w którym siedem lat temu siedzę na zdjęciu niżej. 


SHINE ON YOU CRAZY DIAMOND

Przez 3 dni bawiłam się świetnie. Teraz wracam do życia. Nudnego życia w którym nie piję, nie palę, o 22 grzecznie leżę w łóżku, kalkuluję skrupulatnie każdy wydatek i jestem odpowiedzialna jak ja pierdole.
Chyba - mimo wszystko - wolę żyć.

wtorek, 10 czerwca 2014

To znów ja

Na swoim koncie mam już chyba siedem tysięcy blogów. Nie pamiętam już większości adresów i wątpię, że kiedykolwiek zdołam je sobie przypomnieć. Nie ma też szans, by ktoś mi je przypomniał - te, których nie usunęłam istnieją w sieci jako "prywatne", a jestem mistrzem wymyślania haseł. Pomijam tutaj oczywiście jedyny istniejący i działający blog w serwisie photoblog.pl. Dosłownie pomijam.
Nie lubię, gdy ludzie, z którymi rzadko rozmawiam wiedzą o mnie w s z y s t k o  po przeczytaniu kilku notatek, dlatego też nigdy nie obnosiłam się z którymkolwiek z blogów. Jednak Internet nie jest taki ogromny, jakby się nam wydawało.
Chciałam wyjść do ludzi i oswajać się na trzeźwo ze światem, ale nie dla mnie blogi o konkretnej tematyce. Nie dla mnie pisanie pamiętników na papierze choć najbezpieczniejsze, bo nieczytelne. Znalazłam kompromis: blog otwarty, lecz bardziej niż do tej pory niedostępny dla osób poznanych nie przez internet.
Nie spodziewam się tutaj tłumu obserwatorów. Będę to miejsce zaniedbywać i olewać ale...
Dobrze jest mieć swój kawałek sieci. Prawie prywatny kawałek sieci w którym można smęcić. A smęcenie to moje ulubione zajęcie. Chciałabym być normalną osobą w życiu codziennym, więc gdzieś muszę upchnąć swoją gorszą(większą) połowę.